Załoga wieży kontroli lotów na lotnisku pod Smoleńskiem dobrze wiedziała, jak fatalne warunki panują nad pasem do lądowania, więc zaalarmowała przełożonych z Moskwy. "Rzeczpospolita" ujawniła, że kontrolerzy rozmawiali z dowódcami wojskowymi o ewentualnym zamknięciu lotniska.
Kontrolerzy i ich przełożeni długo dyskutowali, ale zakazu lądowania nie wprowadzili. Dlaczego? Według informatora gazety, Rosjanie obawiali się, że prezydencka delegacja odbierze to jako celową przeszkodę, by na czas nie dotarli na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. To strach przed skandalem politycznym zdecydował o pozostawieniu otwartej przestrzeni powietrznej.
Rozmówca "Rzeczpospolitej" zdradza, że dowódcy kontrolerów zalecili im ostrzeżenie załogi Tu-154M, jak bardzo gęsta mgła ogranicza widoczność. Ani polscy śledczy, ani pracownicy lotniska pod Smoleńskiem nie komentują sprawy.
Eksperci z Rosji wciąż nie ustalili, kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej samolot Tu-154, kto odpowiadał osobiście za lądowanie samolotu oraz jakie urządzenia nawigacyjne były na lotnisku w czasie katastrofy.